niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 2

Już drugi rozdział,  mam nadzieje, że pierwszy się podobał piszcie w kom, jak oceniacie ten ;)
-------------------------------------------------------------------
Travis uznał, ze po dzisiejszym dniu chyba polubi patrole. Zazwyczaj unikał ich jak tylko mógł, ale dzisiaj zaspał i nie miał już czasu czegoś wykombinować. Choć kiedy wracał do obozu z nieprzytomną ,bardzo ładną dziewczyną na rekach nie był zawiedziony. Znalazł ją leżącż pod drzewem w lesie i jak najszybciej zaniósł do Wielkiego Domu.W progu natknął się na wychodzącą zapewne od Chejrona, Sam, córkę Ateny. Ciemne włosy opadały jej delikatnie na ramiona, oczy miała smutne, ale delikatnie uśmiechnęła się do niego.
- Hej Travis, co się stało? Kim ona jest? Nic jej nie jest? - nie czekając na odpowiedź na odpowiedź chłopaka nachyliła się ku dziewczynie i zbadała puls - Żyje, ale jest nieprzytomna, musi ją zobaczyć ktoś od Apollina
- Wiem, ale znalazłem ją w lesie i chciałem najpierw porozmawiać z Chejronem
- Już jestem - w jednej chwili obok nich pojawił się w swojej końskiej postaci ich nauczyciel - Słyszałem waszą rozmowę i muszę zgodzić się z Samanthą. Muszą ją zobaczyć uzdrowiciele.
- Pójdę po Willa - zaoferowała cicho córka Ateny i już jej nie było. Travis bardzo długo ją znał i wiedział, że była tu dłużej niż Annabeth, bo chyba od piątego roku życia, wiec to ona powinna była zostać grupową domku 6, ale odrzuciła tę propozycje, nie lubiła rozgłosu, ale była bardzo sprytna i mądra, na dodatek biegała najszybciej z obozowiczów. Po chwili wróciła ciągnąc za sobą Willa Solenca. Chłopak podszedł do nieprzytomnej dziewczyny i próbował ja obudzić tymi swoimi "sztuczkami apolliniątka" Sam i Chejron rozmawiali w koncie pokoju, Travis nie miał nic innego do roboty, więc przysłuchiwał się rozmowie.
- Nie mogę jej odczytać, może to dlatego, że jest nieprzytomna, ale... - Samantha była wyraźnie zmartwiona, a centaur próbował ją pocieszyć
- Nie martw się moja droga, jeszcze się uczysz jak z tego korzystać - córka Ateny uśmiechnęła się na te słowa leciutko i chyba miała coś na nie odpowiedzieć kiedy syn Apolla wykrzyknął:
- Obudziła się! - dziewczyny powoli otwierała oczy i Travis musiał przyznać, ze nawet dzieci Zeusa nie miały tak niebieskich oczu jak ona.
- Hej, czy mógłby mi ktoś powiedzieć, co ja tu robię? - mówiła z lekkim angielskim akcentem
- Jak na razie, to siedzisz na kanapie - wysilił się na żart syn Hermesa. Spojrzała na niego z pode łba i zaatakowała kolejnym pytaniem:
- Ok, panie Dowcipnisiu, to mam jeszcze jedno pytanie: KIM JA JESTEM?!

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 1

Lena stała na balkonie, próbując zebrać myśli. Była wściekła na cały świat, a zwłaszcza na matkę. Jak ona mogła jej nie powiedzieć, że spotyka się z panem Lipsem! Wychowawcą jej szesnastoletniej córki! Może i był miły,no i Lena musiała przyznać że był też przystojny, ale nie pasował do Amandy Anderson. Ona była zwariowaną malarką, nie mogła nigdy usiedzieć w miejscu, dlatego ciągle się przeprowadzały. Ojciec dziewczyny zostawił je po jej urodzeniu, wiec musiały radzić sobie same. Ukrywać sekrety i tajemnice przed wszystkimi, a zwłaszcza jeden sekret, ten najważniejszy.
Gdy usłyszała zbliżające się kroki postanowiła się nie odzywać, była ciekawa co jej kochana rodzicielka ma do powiedzenia.
- Lenny... - pani Anderson delikatnie przytuliła córkę - Kochanie, ja wiem, że ty nie lubisz Patrica, ale ja go naprawdę kocham, wiesz? Tak jak kochałam twojego ojca - powiedziała i uśmiechnęła się do siebie,gdy kot ich sąsiadki, pani Caffs, wskoczył na balkon.
- Jaki on był? - kiedy była mała prawie codziennie zadawała to pytanie, ale odpowiedzi zawsze były wymijające, wiec się poddała, ale teraz wyczuła, że uzyska odpowiedź.
- Był.... boski - powiedziała i roześmiała się do siebie - Jasno-włosy, niebieskooki i wysoki, bardzo przystojny, ale dobry. Czułam, że był dobry.
- To czemu nas zostawił? - zapytała nagle rozzłoszczona Lena 
- Musiał odejść, bo jego rodzina nie pozwoliła mu z nami zostać - w jej oczach widać było łzy. Dziewczynka nie odezwała się tylko mocno ją przytuliła. A minute później kot obok niej zmienił się w pięcio-głowego potwora.
- Lena!!! - krzyk mamy obudził ją z otępienia - Uciekaj!
- Ale jak? I gdzie?! - nigdy w życiu nie była tak przerażona. Hydra, bo chyba tak się to nazywało, dwoma głowami próbowała zabić ją, a reszta jej mamę.
- Trzymaj! - krzyknęła ta ostatnia rzucając coś córce - Rzuć to na asfalt i powiedz: Zatrzymaj się Rydwanie Nienawiści!
Lena przez chwile miała okazje przyjrzeć się przedmiotowi. I ku jej zdziwieniu była to duża moneta. Na jednej stronie widniał wizerunek czyjejś głowy, a na drugiej, chyba Empire State Building.
- Lenny pospiesz się! - dziewczyna rzuciła monetę na drogę, krzycząc nakazane słowa, ale przedmiot nie odbił się od asfaltu, tylko w niego wsiąknął. 
Parę sekund później, Lena była tak zdziwiona ze nawet nie wiedziała jak, na miejscu, gdzie moneta upadla stała żółta nowojorska taksówka, Matka szesnastolatki wciągnęła ją do niej, ale wyglądało na to że sama nie zamierza wsiąść.
- Long Island, Obóz Herosów. Tam ją zabierzcie - powiedziała do trzech babć siedzących z przodu, i odwróciła się do córki - Uważaj na siebie, będziesz tam bezpieczna - przytuliła ją, zamknęła za sobą drzwi TAXI i poszła zabić hydrę, a Lena patrzyła za nią przez szybę odjeżdżającego samochodu i czuła się zupełnie bezradna.